Niedawno weszły w życie nowe obostrzenia dla polskich firm działających w Belgii i Francji: Belgia wprowadziła obowiązkową, zautomatyzowaną notyfikację dzienną połączoną w wielu przypadkach z automatyczną rejestracją czasu pracy. Zmianom tym towarzyszą drakońskie sankcje finansowe do wielu tysięcy euro za pracownika za każdy dzień naruszenia oraz zobowiązanie kontrahenta, pod rygorem drakońskich kar, do patrzenia na ręce podwykonawcom z Polski. Zmiany doprowadzą w wielu przypadkach do konieczności dokonania korekty opłacalności kontraktów. Obowiązkowa jest także zmiana dokumentacji dla pracowników delegowanych.
Francuskie władze rozpoczęły zakrojoną na niespotykana dotąd skalę krucjatę przeciwko polskim firmom delegującym pracowników do Francji.
Instytucje francuskie, belgijskie i niderlandzkie od kilku miesięcy domagają się od ZUS wycofywania poświadczonych w ostatnich latach formularzy A1 i E101. Powołują się przy tym na najnowsze orzecznictwo, zgodnie z którym działalność krajowa musi wynosić 25%. Kwestionują także formularze wystawione nieprawidłowo z art. 13 (na dwa kraje).
Delegowanie staje się coraz trudniejsze. Wbrew zapowiedziom twórców nowej dyrektywy wdrożeniowej, nowe bariery mnożą się. Sankcje stają się coraz bardziej drakońskie i nieuchronne. Zagrożona jest egzystencja wielu firm. Najwyższy czas usystematyzować dokumentację i procedury wewnętrzne w firmach. Rozpoczęła się walka, której stawką jest utrzymanie się na unijnych rynkach i utrzymanie rentowności delegowania.
Belgia to jedna z najbardziej zyskownych destynacji polskiego biznesu związanego ze świadczeniem usług transgranicznych opartych o personel z Polski. Holandia to rynek, na którym firmy z siedzibą w Polsce wypracowały dotąd najbardziej zaawansowane modele optymalizacji kosztów pozapłacowych. Francja to z kolei rynek, na którym aktualnie polskie firmy i ich kontrahenci poddani są wyjątkowo dyskryminacyjnym kontrolom i drakońskim sankcjom.